RÄce gotowe do roboty
www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TA/TAP/diakonat.html - 34k
Z prof. Michałem Masłowskim o diakonacie stałym i o obecności Kościoła w świecie rozmawia Aleksander Pawlicki
Przywrócenie diakonatu jest wielkim znakiem otwarcia Kościoła na świat współczesny ALEKSANDER PAWLICKI: -W jednym z tekstów pochodzących z chrześcijańskiej starożytności czytamy o diakonie, że jest "okiem, uchem i sumieniem biskupa". Co to oznacza dla Pana, pełniącego posługę diakońską w zeświecczonej Francji? MICHAŁ MASŁOWSKI: - Diakoni od początków Kościoła zajmowali w gminach chrześcijańskich poczesne miejsce. Podejmowali w imieniu biskupa dzieło niesienia pomocy ubogim i chorym, odpowiadali też za sprawy finansowe. W związku z tym ostatnim zadaniem ich pozycja stała się z czasem tak silna, że zaniepokojeni biskupi postanowili zlikwidować ten urząd. Trudno się dziwić: przypomnijmy tylko, że na tron papieski często wynoszono właśnie diakonów, pomijano zaś prezbiterów. Grzegorza Wielkiego obrano papieżem, gdy był jeszcze diakonem, potem dopiero otrzymał święcenia kapłańskie! Oczywiście, odnowiony na Soborze Watykańskim II diakonat stały trudno porównywać z tamtym wczesnochrześcijańskim. Zmieniły się czasy i nieco inne zadania powierza się dziś diakonom. Istota tego misterium pozostała jednak niezmieniona. Ukazuje ono w pełni Kościół służący światu, służący wszystkim ludziom, a zatem unikający pokusy ekskluzywizmu i na podobieństwo Chrystusa umywający nogi ubogim ciałem czy duszą. W diakonie Kościół pochyla się nad nędzarzami i wyrzutkami społecznymi, ale i nad nędzarzami ducha - ludźmi majętnymi, którzy zagubili sens życia. Niesie im Dobrą Nowinę, a potrzebującym także i pomoc materialną. Widzimy teraz istotną różnicę: prezbiter zwraca się ku wspólnocie wierzących, diakon zaś ku światu. Obie te funkcje jednoczy biskupstwo, które jest pełnią święceń. Wypada podkreślić, że w hierarchii zwierzchności nad diakonem nie ma ksiądz, lecz tylko biskup: struktura ta przypomina trójkąt, którego podstawę stanowią współpracujący diakon i prezbiter, wierzchołek zaś biskup. Każdy z nas, diakonów, ma parafię, z którą współpracuje, ale hierarchicznie podlega biskupowi. Pierwszorzędną wagę ma więc lojalna współpraca z duchowieństwem parafialnym: diakon wie, że jego funkcja jest służebna, nie pasterska. Równocześnie zaś odprawiający Mszę kapłan pozwala wejść diakonowi we właściwą mu rolę: do diakona należy lektura Ewangelii i najczęściej kazanie. Takie uczestnictwo w liturgii ma wielką wagę, określa wyraźnie nasze miejsce we wspólnocie, bo przecież nie wyróżniamy się na co dzień spośród świeckich. - Ciekawi mnie, jak diakon, było nie było przedstawiciel hierarchii kościelnej, jest przyjmowany w niechętnym instytucjonalnemu Kościołowi świecie... - Nie przypadkiem Kościół sięgnął do skarbca Tradycji i odnowił diakonat właśnie teraz. Misja diakona obejmuje wierzących i niewierzących. Społeczeństwo współczesne odrzuca instytucję, ale nie przestaje być religijne. Jego religijność wyraża się choćby w solidarności z ubogimi: "Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu" (1 J 4,16). Kto ofiarnie pracuje dla innych, choćby nie wierzył, zbliża się do Boga, a to dzięki głębokiej jedności przykazania miłości Boga i bliźniego. Puste świątynie nie oznaczają końca religii! Często powtarzam za św. Augustynem: "Każde twoje pragnienie, żądza, to modlitwa". Możesz nie wiedzieć, że się modlisz, ale Bóg słyszy każdy okrzyk, każde wołanie o pomoc. Doznając braku, chcąc nie chcąc, uchylasz drzwi Bogu. Tak wygląda religijność społeczeństwa zsekularyzowanego i jest ona wyzwaniem dla diakona. On musi dosłyszeć prośby o ratunek. Tam, gdzie widzialnie Kościół nie sięga, idzie diakon i niesie nadzieję. Jest znakiem Kościoła ubogiego, całkowicie pochłoniętego bezwarunkową służbą każdemu. Biskup bardzo ściśle naznacza misję konkretnego diakona. Ktoś zajmuje się narkomanami, inny czuwa przy umierających, inny jeszcze stara się przepoić duchem chrześcijańskim codzienną pracę, w banku czy na uniwersytecie - wszędzie. Mój biskup skierował mnie do świata kultury. Ta specjalizacja służby diakona stanowi odbicie potrzeb świata modernistycznego, świata, gdzie nie ma dwóch sobie podobnych ludzi i schematy życia pobożnego nie wystarczają. Każdy los jest inny, życie każdego kieruje się swoją logiką i diakon winien zbliżyć się do każdego szanując jego indywidualność. - Niemniej, kiedy diakon zwraca się ku światu, nie odwraca się przecież plecami do Kościoła instytucjonalnego z jego doktryną. Co prawda biskup Gaillot pisze w swej książce "Le monde crie, l?Eglise murmure", że dialog ze światem musi się obyć bez jakichkolwiek założeń wstępnych, ale... - ...ale jego stanowiska nie podziela Kościół francuski. Biskup z Evreux poszedł zbyt daleko, mimo dobrych intencji. Równocześnie trzeba się wmyśleć w przesunięcie akcentów, którego dokonał ostatni sobór mówiąc o Kościele. Położył nacisk na aspekt wspólnotowy, na ducha ożywiającego Lud Boży, nie zaś na mechanizmy instytucjonalne - owszem, skądinąd bardzo potrzebne. Czyż Jezus oglądał się na przepisy uzdrawiając w szabat? Po prostu służył człowiekowi. Nie stworzono człowieka dla instytucji, lecz instytucję dla człowieka. Diakon zatem broni Kościoła i jest z nim solidarny, ale w konkretnej sytuacji w swoim sumieniu decyduje, jak przemówić do napotkanego człowieka. Duch Święty pozwala apostołom mówić wieloma językami, tak, że każdy, kto ich słyszy, słyszy swój własny język. Ten sam Duch wionie kędy chce i obecny jest także w świecie laickim i świecie innych religii. Wzorem owego uważnego wsłuchania się w prawdę niechrześcijańską pozostaje Papież, choćby wtedy, gdy zbiera wszystkich na wspólną modlitwę w Asyżu. Innymi słowy Kościół współczesny albo będzie otwarty na świat (co nie znaczy na ducha tego świata!), albo go wcale nie będzie. Podobnie nasza wiara powinna się kształtować w spotkaniu ze światem, musi być teologicznie pogłębiona. Wiara naiwna, gdy przyjdzie kryzys, pęknie albo obróci się w fanatyzm. Dlatego sądzę, że skierowany na zewnątrz Kościoła diakonat jest posługą Kościoła przyszłości. - Co ta posługa dokładnie obejmuje? - Diakon nie może ani sprawować Eucharystii, ani spowiadać, ani namaszczać chorego. Natomiast chrzci, udziela małżeństwa i towarzyszy konduktowi pogrzebowemu. We Francji jednak rzadko korzystamy z tych uprawnień. Często głosimy kazania. Nasza konferencja biskupów przyjęła, że należy wyświęcać na diakonów osoby żonate. Nasze obowiązki rodzinne i zawodowe nie pozwalają nam na pełne zaangażowanie w liturgię sakramentów. Nasza codzienność ma być znakiem obecności Boga w świecie, świadectwem, że nic z rzeczy tego świata nie jest złe samo w sobie, że wszystko można obrócić na chwałę Boga i dla dobra człowieka. - Czy nie każdy chrześcijanin jest do tego zobowiązany? - Każdy powinien to czynić. Powiem mocniej: często diakon robi mniej w tej materii niż świecki. Ale diakon jest znakiem. Przywdziewa albę, przepasuje się stułą - w poprzek, aby mieć wolne ręce, gotowe do roboty - i pokazuje tym samym jak głęboko Kościół wchodzi w świat, jak bardzo chce mu służyć. - Jak wygląda Pana codzienna posługa? - Moja praca jest moim posługiwaniem. Staram się, by moją działalność naukową, moje wykłady przepełniał duch chrześcijański. List misyjny, jaki otrzymałem od mojego biskupa, każe mi działać na rzecz tworzenia pomostów międzykulturowych, na rzecz dobrego i coraz pełniejszego obrazu Europy Środkowej we Francji. Nadto z ramienia Kościoła towarzyszę grupie laików przygotowujących młode pary do małżeństwa. Zanim podjąłem się tej ostatniej pracy, współtworzyłem chrześcijański teatr. Poza tym chrzczę, żenię, co dwa, trzy tygodnie mam homilię. Diakon obowiązany jest też do modlitwy brewiarzowej, choć może uzyskać od tego dyspensę. To już wszystko, ale to chyba dużo. - Głoszenie Słowa Bożego wydaje mi się jednym z najważniejszych zadań diakona, tymczasem chaos wielu języków, którymi mówi współczesne spluralizowane społeczeństwo utrudnia porozumienie się. "Wrzawą języków ogłoszono śmiertelność mowy" - mówi Miłosz. Czy staje Pan przed tym problemem jako kaznodzieja? - Tak. Język rzeczywiście degraduje się, niszczony zwłaszcza przez reklamę. Reklama zmienia człowieka w przedmiot, a przedmiot użycia w podmiot. Język polski osłabiła nadto peerelowska nowomowa. Ratowali go, skutecznie, nasi wielcy pisarze: Herbert i Miłosz, Kołakowski i Tischner, Barańczak i Zagajewski. Oni "odpowiednie rzeczy dali słowo", a ich mowa uniknęła wewnętrznych sprzeczności. Polskie doświadczenie nowomowy i jej zabójczego oddziaływania powinno być dla każdego, kto zabiera głos publicznie, przestrogą i nauką. Czyż język teologiczny miałby być z definicji wolny od pułapek schematycznego żargonu? Niestety kazania wypełniają często męczące clichés, stereotypy, na które słuchacze pozostają głusi. Tymczasem zmienia się świat i powinien zmieniać się język. Trzeba mówić jednym i tym samym językiem o Bogu i o naszych ziemskich troskach. Źródło owej jedności bije w sercu mówiącego, koherencja mowy jest znakiem pojednania w sercu wiary i codzienności, Kościoła i współczesności. Inaczej kazanie pozostanie synonimem "drętwej gadki". Słowo kaznodziei, poety czy filozofa powinno ożywiać, leczyć język, przywracać mu zdolność nazywania rzeczy po imieniu. Postrzegam to jako bardzo ważny element mojej diakońskiej posługi. - W tym, co Pan mówi, związek pomiędzy kulturą a wiarą jest niezwykle silny i równie niezbędny, jak płodny... - Przesłanie religijne musi być zapośredniczone przez kulturę, kultura zaś żywi się wiarą. Używam przy tym słowa "kultura" w szerokim znaczeniu systemu komunikacji społecznej. Nie myślę zatem tylko o działalności artystycznej, ale i o wzorcach zachowań czy o hierarchii społecznie uznawanych wartości. Odnawianie dzisiejszej kultury przez wiarę musi polegać na odrzucaniu konsumpcyjnego stylu życia i na akcentowaniu jasnych postaw etycznych. We Francji tylko około 10% ludności praktykuje regularnie, ale bardzo żywe jest odczucie solidarności społecznej. Z tego powodu zapewne Jan Paweł II w czasie ostatniej wizyty mówił do naszych biskupów, że się o Francję nie martwi, bo jej bogactwem są głęboko przeżywane wartości. - Pozostańmy przez chwilę przy związkach katolicyzmu i kultury. Pasolini swego czasu domagał się od Kościoła, by zwrócił się z całą gwałtownością przeciwko kulturze masowej i jej nośnikom, takim jak np. TV, by swe przesłanie głosił sięgając do doświadczeń kultury alternatywnej. Tylko wtedy jego przekaz będzie czysty, nie fałszowany przez przekaźnik... - Nie zgadzam się z takim poglądem. Każde medium jest dobre, każda sztuka jest dobra, pod warunkiem, że jest żywa i oryginalna, że jest nowym słowem człowieka o świecie. Dobra sztuka potrafi uniknąć sztampy. Schemat nuży i dzieło odbieramy biernie, bezrefleksyjnie. Tymczasem liczy się to, co potrafi poruszyć sumienie, nawet jeżeli negatywnie odnosi się do wartości nam skądinąd bliskich. Liczy się głęboka rozmowa żywych ludzi, która budzi ich sumienia, która stawia odważnie kwestię sensu życia. Rozważając relacje religii i twórczości artystycznej moglibyśmy za Platonem i Norwidem powtórzyć, że Piękno prowadzi ku Bogu tak samo jak Prawda i Dobro, ale sztuka współczesna często fascynuje się brzydotą. Nie traci jednak przez ten zwrot waloru drogi ku Bogu! Dzisiaj to, co piękne zawłaszczyła sobie reklama: piękne kształty, kobiety, krajobrazy... Artysta zatem wydobywa z rzeczywistości to, co może nas przerażać czy odstręczać, szuka prawdy, a w tym także jest często apologia życia. Ono zaś jest święte i piękne, bo ma początek w Bogu i ku Niemu ostatecznie zwraca człowieka. - Chciałbym jeszcze powrócić do problemu sekularyzacji. W Polsce często traktuje się ją jako potężne zagrożenie dla Kościoła. Tymczasem ducha Pana wypowiedzi odczytuję w taki sposób, że sekularyzacja to raczej okazja dla Kościoła, który może oczyścić się i odnaleźć swą pierwotną misję... - W pełni zgadzam się z taką formułą. Jak bardzo sekularyzacja odmieniła na lepsze nasze duchowieństwo! Widzę na co dzień duszpasterzy, którzy godzą się na najniższe pensje w kraju, proboszczów, którzy chętnie zmieniają parafię, aby nigdzie się nie zadomowić, nigdzie nie zacząć "królować". Nie przypadkiem zdecydowana większość Francuzów, także tych nie chodzących do Kościoła, a i niewierzących, szanuje księży i deklaruje, że nie wyobraża sobie bez nich życia społecznego. Oznacza to, że poczuwają się do wspólnoty podstawowych wartości, że dostrzegają je w Kościele, którego obraz kształtują przecież, na dobre i złe, przede wszystkim duchowni. Oczywiście laicyzacji nie trzeba traktować jako wartości samej w sobie. Nie należy też łudzić się, że się da jej uniknąć. Nie lękałbym się zatem sekularyzacji w ogóle, ale niektórych jej aspektów owszem: na przykład "atomizacji wierzeń", sytuacji, gdy każdy ma swój system przekonań religijnych. Równocześnie społeczeństwo laickie odkrywa dla nas wagę tolerancji, akceptacji każdego człowieka, bez względu na to, kim on jest. Tę prawdę potwierdza Papież, gdy mówi, że "człowiek jest drogą Kościoła", a choćby i Lévinas stwierdzający transcendencję we wzięciu odpowiedzialności za innego człowieka. - Jak Pan Profesor ocenia myśl, od czasu do czasu wypowiadaną w Kościele polskim, że katolicy polscy uchronili wiarę w kształcie zatraconym przez Kościoły zachodnie i mogą ją teraz przekazać im w darze? - Uważam się za mesjanistę, ale odrzucam takie poglądy. Jeżeli wiara w Polsce się przechowała, to nie tylko i nie przede wszystkim dzięki Kościołowi jako instytucji, lecz dzięki wielkiej poezji romantycznej, szerzej: dzięki kulturze. Ta wiara uderza swą nowoczesnością. Mickiewicz nie na darmo czytał pilnie Schleiermachera i tych wielkich teologów protestanckich, do których myśli sięgnęli potem ojcowie Vaticanum II. Dzięki literaturze zakorzeniła się w Polakach wiara, która domaga się realizacji w świecie, która szermuje hasłami walki o wolność, równość, braterstwo, krótko: o godność człowieka. Takie pojęcie katolicyzmu wydaje się niezwykle współczesne. W polskich kazaniach uderza mnie zwykle połączenie staroświeckiej części teologicznej i nowoczesnych zaleceń co do etyki życia społecznego: ludzkich warunków pracy, potępienia zakłamania w życiu publicznym itd. Siła polskiego katolicyzmu tkwi w etycznym konsensusie społecznym. Natomiast doświadczenia ostatnich lat pokazują, że duchowieństwo nie ma rządu dusz. Wierni nie czują się przez kazania osądzani, oni sami je sądzą i wybierają to, co trafia do ich serca. Od dwudziestu lat przyglądam się fenomenowi naszej religijności i mogę powiedzieć, że katolicyzm polski jest laicki w tym sensie, że zakorzeniony nie w instytucji Kościoła, ale w kulturze narodu. I to jest dobre. - Co to znaczy, że Pan Profesor jest mesjanistą? - Mesjanizm to myślenie prospektywne, projekt przyszłości, wizja tego, co najważniejsze. Społeczeństwo polskie, dzięki formacji romantycznej, ma specyficzną religijność, którą próbuję opisać w mojej ostatniej książce*. Jeżeli wyartykułuje się ją odpowiednio do wymogów nowoczesnego społeczeństwa, może być ona ożywczą propozycją dla chrześcijaństwa w ogóle. To już widać. Jan Paweł II odwołuje się bardzo często do Mickiewicza, zwłaszcza w swych pierwszych encyklikach. Polski romantyzm postuluje w pierwszym rzędzie ewangelizację życia zbiorowego, akcentując etykę stosunków międzynarodowych. Podobnie stawiała sprawę dziewiętnastowieczna myśl społeczna we Francji, kładąc nacisk na poskramianie dzikiego kapitalizmu. Nawiasem mówiąc, w polskim Kościele twórczo podejmuje ten ostatni wątek Tischner w swych rozważaniach o etyce pracy. - Diakon, "zwrócony na zewnątrz Kościoła", powinien rozumieć kulturę współczesną, dialogować z nią. Traktuje ona podejrzliwie celibatariuszy, nie rozumie ich świadectwa, a wspomniał Pan Profesor, że Kościół francuski preferuje przy święceniach diakonalnych mężczyzn żonatych. Z punktu widzenia strategii duszpasterskiej to strzał w dziesiątkę. Tymczasem podczas soboru kwestia ta wzbudziła mnóstwo kontrowersji. Ostatecznie przyjęto, że ktokolwiek jako kawaler stanie się diakonem, musi pozostać bezżennym... - ...a jeśli owdowieje, nie może powtórnie wejść w związki małżeńskie. (Choć w określonych wypadkach, np. gdy ma małe dzieci wymagające opieki, jest możliwość dyspensy.) - Czy zatem z tym, że diakoni mają rodziny, Kościół wiąże jakieś szczególne nadzieje? - Głoszenie miłości Boga we współczesnym języku teologicznym często odrywa się od konkretu dnia powszedniego, a wiązane jest z kontemplacją. Pojawiają się tu dwie kwestie. Po pierwsze, małżeństwo diakona pokazuje, jak miłość małżeńska prowadzi ku miłości Boga. Tym zresztą można wyjaśnić zakaz powtórnego ożenku dla wdowców: logika rozwoju duchowego prowadzi od miłości drugiego człowieka ku miłości Boga, ale nie wstecz. Po drugie, żywe doświadczenie życia małżeńskiego sprawia, że nauczanie diakona w tej materii lepiej trafia do słuchaczy. Ludzie są złaknieni takiego świadectwa, Dobrej Nowiny głoszonej z wnętrza świeckiego społeczeństwa. Warto zwrócić uwagę, jak bardzo dowartościował nasze życia małżeńskie Papież w swym przemówieniu do diakonów wygłoszonym w Detroit. - Skoro mówimy o docenionej wadze doświadczenia życia rodzinnego, trudno nie wspomnieć o innym, niewykorzystanym jeszcze skarbie Kościoła: kobiecie. W Nowym Testamencie czytamy o diakonisach. Czy nasze matki, siostry, żony będą mogły sprawować posługę diakonalną? - Teologicznie nic nie stoi na przeszkodzie. Tymczasem nie mówi się o tym - musimy przygotować się jako wspólnota do takiej decyzji. W moim głębokim przekonaniu jest to jednak tylko kwestia czasu. - Pozostała mi jeszcze jedna wątpliwość co do genezy odnowionego diakonatu. Czy ów powrót powinniśmy także wiązać z tendencją do wzmocnienia pozycji świeckich w Kościele albo z kryzysem powołań kapłańskich? - Ani z jednym, ani z drugim. Powtórzę: po pierwsze diakon nie jest świeckim, jest duchownym! Po drugie: nie może zastępować prezbitera. To są zupełnie różne funkcje! Pojawienie się diakonatu łączy się z aggiornamento i akulturacją nauczania Kościoła. W odnowieniu tej posługi wyraża się poszukiwanie przez Kościół kontaktu z zeświecczonym światem. Dlatego, chcę to wyraźnie powiedzieć, diakonat to ministerium o szczególnym znaczeniu dla obecnych i nadchodzących czasów. Nie ma dlań duszpasterskiej alternatywy. Jeśli nie skorzystamy w pełni z daru tej posługi, oznaczać to będzie utratę ogromnych rzesz ludzi poszukujących. A to byłaby przerażająca doprawdy klęska naszego Kościoła. Dziękuję Panu bardzo za rozmowę.
* M. Masłowski, "Gest, symbol i rytuały polskiego teatru romantycznego", PWN, Warszawa 1998 Prof. Michał Masłowski (ur. 1944) jest teatrologiem, antropologiem kultury i tłumaczem ("Dziadów" i "Kordiana"). Kieruje Instytutem Języka i Kultury Polskiej Uniwersytetu w Nancy oraz Centrum Badań Interkulturowych. Przewodniczy francuskiemu komitetowi obchodów 200-lecia urodzin Mickiewicza. Od 1987 roku jest diakonem w diecezji Nanterre.
Copyright © by Tygodnik Powszechny Zobacz także: Copyright © by Fundacja Opoka 2002
|